Czy ta bajka o Pogoni doczeka się wreszcie happy endu? Być może. Legia-Pogoń 1:2


Pogoń Szczecin awansowała do kolejnej fazy Pucharu Polski.

31 października 2025 Czy ta bajka o Pogoni doczeka się wreszcie happy endu? Być może. Legia-Pogoń 1:2
Weronika Pospiech

Już w dniu wylosowania pary Legia-Pogoń wszyscy wiedzieli, że będzie to swoisty rewanż za tegoroczny finał Pucharu Polski. Żądna zemsty (a przede wszystkim trofeum) Pogoń Szczecin pokonała warszawian przy Łazienkowskiej 3. Przed meczem Legia żartowała ze szczecinian, że trofea w Pogoni to zwykła bajka. Jednak czyżby ta bajka wreszcie miała doczekać się szczęśliwego zakończenia?


Udostępnij na Udostępnij na

Dwa dni przed meczem Legia Warszawa opublikowała na swoich mediach społecznościowych krótkie wideo, będące jednocześnie szpilką, w kierunku szczecińskiego rywala powiązaną z oczywistym faktem braku posiadania tytułów. Bardzo fajna i inteligentna szpileczka (chociaż Michał Siara pewnie by jej nie docenił) wykorzystująca cechy bajki stanowiła ciekawy wstęp do tego mieliśmy nadzieję ekscytującego meczu i poniekąd hitu drugiej rundy STS Pucharu Polski 2025/2026.

Legia – Pogoń: Pierwsza połowa jak z koszmaru

Mieliśmy, bo niestety to starcie dlugo niewiele miało wspólnego z pięknymi bajkami czy baśniami, czytanymi przez dzieci bądź opowiadanymi przez rodziców. Jedyne co łączyło je z tym meczem, to niezwykła skuteczność w usypianiu nie tylko maluchów, a w przypadku tego meczu również i dorosłych. Niejednemu kibicowi przed telewizorem w ciepłym domku mogło się przysnąć oglądając te popisy. Ci na stadionie mieli gorzej, bo w tej zimnej i wietrznej aurze października ciężko o takowy sen.

Dużo kiksów (głównie Krasniqiego), niecelne podania, sporo małych fauli. Raz poleżał Reca po łokciu od Juwary, przysiadł Kobylak, potem Reca już na serio doznał kontuzji przy powrocie do obrony. Walorów czysto piłkarskich? Nie dostrzegliśmy.

Urbański diamentem wśród beznadziei ofensywnej

Pozytywną postacią w tej bajce u gospodarzy był tylko Kacper Urbański. To jaki ten chłopak ma luz, swobodę w operowaniu piłką, wprawia niejednego kibica warszawian w zachwyt. I to właśnie w dużej mierze dzięki niemu Legia potrafiła niejednokrotnie zyskać sporo wolnej w przestrzeni, w które wypuszczał swoich kolegów. Ba, nawet jak Urbański skiksował, to i tak było to trzy razy lepsze niż to, co zrobił Krasniqi czy Rajović razem wzięci (jeszcze gdyby Gonçalves tę pomyłkę Kacpra wykorzystał).

Jednak nawet taki brylant nie może rozbłysnąć, jeśli otaczają go zawodnicy o kreatywności otoczaka. Legia była wyraźnie lepsza od gości i kontrolowała boiskowe wydarzenia, ale brakowało im dużych szans. Taką stworzyła im po części Pogoń, gdy w 35. minucie bliski wrzucenia piłki do bramki po rykoszecie Hujy był Cojocaru. Rumun na swoje szczęście złapał futbolówkę w ostatniej chwili. 

Grosicki rozkręcił stypę

Ten festiwal nudy przerwał w drugiej połowie Kamil Grosicki. Kapitan Pogoni ma 37 lat, ale nie wyobrażamy sobie bez niego składu szczecinian. Zwłaszcza, że decyzja o zrobieniu z niego drugiego napastnika na razie okazuje się strzałem w dziesiątkę. Koszmarną dziurę w obronie zostawił Kamil Piątkowski.

Ekstra piłka Ndiaye dla Grosickiego, który wszedł w obronę jak w masło, nawinął raz, potem drugi i było 1:0 dla Pogoni, a sam piłkarz zadedykował niedawno zmarłej babci bramkę. A kilka minut później mogło być 2:0. Znów wykorzystali wysoko ustawioną obronę gospodarzy, Linus Wahlqvist posyła prostopadłą piłkę na trzeci metr, ale Sam Greenwood spudłował.

Legia – Pogoń: dlaczego Thomasberg zdjął Grosickiego?

Wtedy Thomasberg podjął (na tamten moment) kuriozalną decyzję. Duńczyk wydaje się być inteligentnym trenerem, ale Pogoń w czwartek długo grała źle. A gdy wreszcie los się do niej uśmiechnął, to postanowił zdjąć Kamila Grosickiego. Decyzja o zdjęciu kapitana, przy stanie 1:0, była kompletną pomyłką. Rywal się otworzył, wręcz doskonała okazja dla takiego gracza jak Kamil, a tu nagle odsyłasz swoje najgroźniejsze działo na ławkę.

Od tego momentu gospodarze ponownie narzucili tempo i dostali za to nagrodę. Najpierw Cojocaru kapitalnie wybronił strzał Krasniqiego. Jednak chwilę później, gdy Elitim wrzucił piłkę na głowę Kamila Piątkowskiego, to nawet będący ostatnio w kapitalnej dyspozycji Rumun, musiał skapitulować.

Po meczu trener jednak wyjawił w odpowiedzi w odpowiedzi na nasze pytanie, że Kamil Grosicki zgłaszał mu przed zmianą, że byłby w stanie wytrzymać w tym meczu jeszcze tylko kilka minut.

Czy właśnie oglądaliśmy ostatni akt Iordanescu?

Jak w każdej bajce, musi być też i czarny charakter. Takim w czwartkowym meczu okazał się Edward Iordanescu, dla którego porażka z Pogonią może oznaczać pożegnanie się (ponowne, przecież raz już się oddał do dyspozycji zarządu) z posadą trenera Legii. Moglibyśmy dać beznadziejnego Rajovicia, albo Krasniqiego, ale to byłoby za proste… 

Wydawało się, że zwycięstwo z Szachtarem Donieck będzie dla Wojskowych kamieniem węgielnym pod odmieniony zespół Edwarda Iordanescu. Tymczasem już niedzielny mecz z Lechem pokazał że nastąpił powrót do status quo. Z Pogonią było podobnie – czyli mocno średnio. Zresztą już sam wybór wyjściowego składu zaskoczył niejednego sympatyka wojskowych. Kobyłka, Chodyna, Rajović, Krasniqi. Kolejna odsłona gambitu Iordanescu?

Legia długimi momentami grała tak przewidywalnie, tak bez werwy. Ożywiała się co prawda z każdą minutą, ale gdyby nie zryw w ataku ŚRODKOWEGO OBROŃCY, w ogóle nie byłoby dogrywki!

Legia – Pogoń: Dogrywka ciut wynagrodziła

Mecz w dogrywce przeszedł w klasyczną nawalankę, która poniekąd osłodziła nam dotychczasowy paździerz. Oba zespoły porzuciły pozory taktyczności i otwierały się coraz mocniej. Swoje szanse miał Ndiaye (zmarnował patelnię), Juwara huknął z wolnego i zmusił bramkarza Legii do interwencji. Jednak bliżej strzelenia drugiej bramki była raczej Legia.

Jednak ani Krasniqi, ani Biczachczjan, ani Chodyna, ani Szymański nie potrafili pokonać Cojocaru (Rumun w dogrywce przechodził momentami samego siebie). A jak to się mówi…

Zmiennicy dają Pogoni gola na wagę zwycięstwa

Niewykorzystane okazje lubią się mścić. 117 minuta, Legia cisnęła, sytuację mieli wyżej wspomniani gracze. Pogoń właściwie broniła się na swojej połowie. Jednak wyprowadziła zabójczą kontrę, w której zagrało dosłownie wszystko.

Najpierw wprowadzony z ławki Rajmund Molnar doskonale opanował sobie piłkę, po czym wypatrzył wybiegającego Juwarę. Gambijczyk, który raczej dotychczas kojarzył się z psuciem akcji, zagrał doskonałą piłkę do wybiegającego Adriana Przyborka. Młodzian noszący dychę na plecach z olimpijskim spokojem pokonał Gabriela Kobylaka i zapewnił Portowcom awans do jednej ósmej finału Pucharu Polski.

Dodajmy tylko, że Adrian Przyborek został wprowadzony za Kamila Grosickiego. Zatem wybory trenera Thomasberga ponownie triumfowały. Dwaj jego zmiennicy mieli olbrzymi udział przy zwycięskim golu. Przepraszamy, że wątpiliśmy.

Czy ta bajka wreszcie doczeka się happy endu

Szczecinianie kontynuują dobrą passę pod wodzą nowego szkoleniowca i wygrywają z Legią Warszawa. Jak zapewne wiecie, jedną z najważniejszych cech bajek jest to, że ZWYKLE (bo nie zawsze) mają one szczęśliwe zakończenie. Zwłaszcza te happy endy znajdziemy w bajkach animowanych. Portowcy w czwartkowy wieczór wykonali właśnie kolejnych krok ku temu, aby 2 maja 2026 roku ich bajka wreszcie stała się rzeczywistością.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze